„Czyta się to jak dobrą sensacyjną książkę” – tak wyniki kontroli NIK w sprawie katastrofy w Odrze podsumowała na konferencji prasowej dyrektorka delegatury NIK w Opolu. Niestety, nie jest to fikcja podkręcona na potrzeby trzymającej w napięciu fabuły, a rzeczywistość polskiego prawa wodnego.
Nie chodzi tu nawet o opóźnione, nieadekwatne i chaotyczne działania w odpowiedzi na kryzys, ale o utrwalony od lat porządek rzeczy, który nie mógł się inaczej skończyć. Kontrola NIK na działaniach instytucji państwowych nie pozostawia suchej nitki. Katastrofa w Odrze to nie jest opowieść o wielkiej diabolicznej korporacji wylewającej ukradkiem rakotwórcze chemikalia do rzeki. To opowieść o działaniu spółek – często państwowych – w majestacie prawa.
Przykra pobudka z wieloletniej drzemki
Bezpośrednią przyczyną śmierci ryb w Odrze latem 2022 r. była prymnezyna – toksyna produkowana przez glony Prymnesium parvum, tzw. złotą algę. Do zakwitu złotej algi przyczynił się szereg sprzyjających czynników, w tym przede wszystkim zwiększone zasolenie wody, jej wysoka temperatura i niskie przepływy.
Jak wynika z raportu rządowego Zespołu ds. sytuacji w Odrze sektorem wprowadzającym do rzek wody o największym stężeniu chlorków i siarczanów jest górnictwo. Kopalnie odpowiadają za jedynie 11 proc. całkowitej ilości ścieków wpuszczanych do rzek, ale jeśli chodzi o ścieki zasolone, to ich udział sięga aż 72 proc. Jak to możliwe?
Dla niektórych są wyjątki…
To, jakie ilości chlorków i siarczanów (parametrów określających zasolenie) może zrzucać dany zakład, ustalane jest w pozwoleniach wodnoprawnych. Limity reguluje rozporządzenie Ministra Gospodarki Morskiej Żeglugi Śródlądowej z 2019 r., zgodnie z którym maksymalne stężenie chlorków w ściekach to 1000 mg/l, a siarczanów – 500 mg/l.
Jednak te limity nie dotyczą pewnej kategorii ścieków, m.in. właśnie ścieków z zakładów górniczych. Rozporządzenie wprowadza bowiem dla nich wyjątek. Żeby z niego skorzystać, kopalnia powinna zapewnić, iż zastosowanie technologii oczyszczania ścieków przed zrzutem nie jest możliwe bądź jest nieopłacalne, ale także, że zrzuty ponad ministerialny limit nie spowodują szkód w środowisku. Przepisy stawiające kopalnie w tak uprzywilejowanej pozycji omawialiśmy szczegółowo w eksperckiej Białej księdze polskich rzek.
…które stały się regułą
Jest jednak coś jeszcze. Analizując pozwolenia wodnoprawne dla kopalń można zauważyć, że właściwie wszystkie opierają się na tym wyjątku, a organy stosują go w sposób automatyczny. Nawet bardzo lakoniczne wyjaśnienia i deklaracje kopalni wystarczają do przyznania pozwoleń na zrzuty ścieków bez zbędnych pytań. Wystarczy wspomnieć, że odsalanie jest niemożliwe lub zbyt drogie – i pozwolenie ma się w kieszeni.
Organy, zwykle Dyrektorzy Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, na żadnym etapie postępowania nie badają, jakie technologie oczyszczania zostały wzięte pod uwagę, ani nie przedstawiają wyliczeń wskazujących koszt takich technologii. Zarówno kopalnie, jak i organy po prostu z góry zakładają, że ich nie ma albo że są za drogie.
I choć w teorii warunkiem zastosowania wyjątku jest nieszkodzenie środowisku – w praktyce organy ten wymóg zupełnie pomijają. Z lektury uzasadnień dla pozwoleń wodnoprawnych wynika, że organy, zwykle Dyrektorzy Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, są świadome zagrożenia dla środowiska, jakie niesie za sobą zrzut solanki. Jednak na obowiązek nieszkodzenia środowisku przymyka się oko.
Szkód nikt nie mierzy
Brak ograniczeń dla kopalń brzmi bulwersująco? To wciąż tylko wierzchołek góry lodowej. Zakłady bowiem nie tylko mogą zrzucać ogromne ilości solanki do rzek, ale też nie muszą regularnie sprawdzać, ile ich tak naprawdę zrzuciły.
Większość pozwoleń wodnoprawnych wymaga sprawdzania stężeń soli w zrzucanych ściekach raz na dwa miesiące – i to w dniu dowolnie wybranym przez zakład. Jeśli chodzi o badania parametrów samej rzeki – przed i po zrzucie – są zakłady, które w ogóle nie zostały do tego zobowiązane, a są takie, które mają to robić raz na kwartał, również w dowolnie wybranym przez siebie dniu.
Prawo nie przewiduje także obowiązku oczyszczania zasolonych ścieków ani nie motywuje do tego w żaden inny sposób. Opłaty za zrzuty solanki od lat są bardzo niskie i zakładom bardziej opłaca się je uiścić niż inwestować w systemy odsalające. Jasno widać, że prawodawca postawił interes najbardziej zanieczyszczających ponad dobro środowiska naturalnego i ludzi.
Wody Polskie mogą, ale nie chcą pomóc
Skoro legalne zrzuty ścieków mogły doprowadzić do katastrofy ekologicznej i grożą kolejnymi, to logicznym krokiem powinna być zmiana istniejących pozwoleń wodnoprawnych, która ograniczy ilość zanieczyszczeń trafiających do rzek. Taką możliwość oferuje Prawo wodne. Przewiduje ono, że te podmioty, które wydały pozwolenia wodnoprawne mogą je ograniczyć w przypadku zagrożenia osiągnięcia celów środowiskowych wyznaczonych przez Ramową Dyrektywę Wodną. Ta dyrektywa nakazuje doprowadzenie wszystkich rzek w UE do dobrego stanu, m.in. w trosce o zaopatrzenie ludności w wodę odpowiednią do spożycia.
O tym, że Wody Polskie nie są skore do skorzystania z tych przepisów Fundacja Frank Bold przekonała się, gdy pod koniec czerwca br. wespół z Greenpeacem złożyła wnioski o ograniczenie pozwoleń wodnoprawnych dla kopalń. Nie dość, że Wody Polskie nie wszczęły postepowań z urzędu, tak jak powinny, to także po zawiadomieniu odmówiły zajęcia się sprawą. Organ nie odniósł się przy tym do wniosku obu fundacji merytorycznie.
Zamiast działać jak nakazują mu przepisy, ograniczył się do opublikowania na swojej stronie internetowej ”uprzejmej prośby” do posiadaczy pozwoleń wodnoprawnych o zmniejszenie ilości zrzucanej do rzek solanki. Dlaczego zamiast korzystać z twardych narzędzi Wody Polskie postanowiły wystosować do zanieczyszczających niewiążący apel? Trudno znaleźć logiczne uzasadnienie.
Do starych problemów dodajmy nowe, czyli specustawa odrzańska
Jak w każdej sensacyjnej opowieści, także tutaj powinien w końcu nastąpić zwrot akcji. Szansą na taki zwrot miała być specustawa odrzańska opracowana przez ministra infrastruktury. Cóż, minister nie okazał się ratującym Odrę księciem na białym koniu, a raczej czarnym jeźdźcem apokalipsy. 13 lipca Sejm przyjął specustawę, która zamiast rozwiązać m.in. problem zrzutów solanki z kopalń, daje zielone światło na ponad 150 nowych inwestycji na rzece. Zamiast działań na rzecz odrodzenia cennego ekosystemu – dalsze lanie betonu, zamiast rozwiązania systemowych problemów rzek – dalsze ich dobijanie.
Czy nowo formujący się rząd zapewni Polkom i Polakom upragniony zwrot akcji? Frank Bold razem z Koalicją Ratujmy Rzeki i Fundacją Greenmind przygotował rekomendacje zmian systemowych koniecznych do wprowadzenia dla ratowania polskich rzek. Oczekujemy, że nowy rząd podejmie zerwany dialog ze społeczeństwem obywatelskim i skorzysta z eksperckiego wsparcia przy tworzeniu rozwiązań dobrych dla środowiska.